8am - 22pm CET +48 606 743 890

Robert Listwan

Artysta malarz i performer

Robert Listwan, może być każdym tylko nie sobą. Stosuje tysiące wybiegów by ukryć swoje prawdziwe ja. Dla kogo ono jest? Najprawdopodobniej tylko dla niego. Schował się głęboko pod kamuflaż i trwa tam niczym ślimak w skorupie. Chroni swoją prawdziwą delikatną naturę. Przywdziewa różne maski, które mają widza odstraszyć od sedna, od niego prawdziwego. A może to jajo smoka? Siedzi niedojrzały Robert w skorupie jaja i czeka by się pokazać światu gdy będzie gotowy? Tymczasem roztacza przed nami barwne, a czasem monochromatyczne iluzje, zwodnicze obrazy, które niczym kalejdoskop zmieniają się jeden w drugi. Raz są perfekcyjnie detaliczne, wręcz fotograficzne, innym razem sieczą płótno kreskami pędzla jak sztyletami.
Poprzez perfekcyjny, wręcz fotograficzny rysunek pokazuje nam swój ilustratorski umysł. Roztacza przed nami obrazy swojej wybujałej wyobraźni, świata, który w jego głowie nie jest tym samym co w naszych zwykłych poukładanych głowach. Uchyla rąbka swojej tajemnicy… ale po kawałeczku, trochę tu, a trochę tam… gdzieś się zapędzi, to poprostuje…

.. aż, któregoś razu trafił na zadanie dla siebie idealne. Zmierzył się z mistrzem zawiłości, księciem Biskupem Ignacym Krasickim. Tu go rozpracowałam. A długo się zastanawiałam gdzie owego kuglarza i żartownisia dopadnę. Zilustrował setnik bajek Krasickiego tak znakomicie, że jest ich jakby dwa razy tyle. Raz opowieść słowem, a raz obrazem. Zabawa jest przednia gdy próbujemy spleść ze sobą wątki. To jak kubistyczna rozsypanka. Spójna w pozornym chaosie. I taki jest Robert Listwan. Niezwykle konsekwentny i spójny w swoim surrealistycznym poukładaniu.

Rzadko kłamca z swojego rzemiosła korzysta.
Zeszli Prawdę satyryk i panegirysta.
Chcieli od niej nagrody za podjętą pracę:
«Jakeście zasłużyli — rzekła — tak zapłacę».
Wtem radośni od Prawdy wzięli w podarunku
Każdy pełne naczynie przyprawnego trunku.
Jaki był, skosztowawszy poznali po szkodzie:
Pierwszy znalazł truciznę w żółci, drugi w miodzie.

Ignacy Krasicki



Jak odbierać jego twórczość zatem? Dociekać jego przekazu? Otóż nie szukać jego prawdy, tylko własnej. Nie odbierajmy sztuki poprzez próbę zrozumienia artysty. To się nie udaje, a już na pewno nie w tym przypadku. Na obrazy Roberta trzeba patrzeć przez pryzmat własnych doświadczeń, frustracji i uniesień. Nasze emocje decydują o ostatecznym wyrazie dzieła. Patrzymy na to samo, a widzimy każdy coś innego. Po co o tym rozprawiamy? Bo to rozprawa o nas samych. Nasze codzienne zmaganie się z własną osobowością każe nam kontemplować dzieła artystów. Im bardziej pokrętna nasza własna dusza tym więcej frajdy z tej rozprawy. Robert nas bombarduje kolorem, kształtem, detalem i szumem tak silnym, że aż ma się chęć złapać za głowę i zatkać uszy. Kompozycje otwarte uciekają z płócien, a zamknięte wciągają do środka jak wir. Nie ma tu spokoju. To dzieła prowokujące i gadające. A jak będzie gdy smok się wykluje? Poczekajmy, póki co niech żyje młodość.
Chodzi mi o to aby pędzel giętki namalował wszystko co pomyśli głowa. Tak mi się zachciało sparafrazować słowa poety w kontekście rozważań o zręczności ręki Roberta.

A zręczna jest ta dłoń niezwykle. Kto jest jego Mistrzem?

Kiedyś pewien nauczyciel powiedział do swoich uczniów: idźcie do Galerii i odkryjcie swojego mistrza i malujcie jak ON.

Kogo znalazł Robert?

Obserwuję jego poszukiwania i dostrzegam pewne podobieństwa. Są tu jego szkolni nauczyciele, artyści napotkani podczas wędrówki przez świat sztuki. W pewnym sensie skaza szkoły, która po części nieświadomie, jak każda szkoła, próbuje wykształcić artystę według własnego szablonu. Długo się potem trzeba odszukiwać. Robert nie dał się zaszufladkować. Kiedy myślimy, że już się odnalazł jako ilustrator, nagle skręca w stronę abstrakcji. Umyka i gubi pogonie. Nie chce by go określić. Więc dość.

Robert Listwan. Facebook  WWW